22 marca 2017

Chapter 03

   Nowy York. Taksówka zatrzymała się pod wielkim Hotelem Delphi, który znajdował się w centrum miasta. Wielki tłok na ulicy nie robił wrażenia na pisarzu, który spokojnie siedział na tylnym siedzeniu. Jak zwykle za prawym uchem miał jednego papierosa, którego miał zamiar spalić w hotelowym pokoju, a może i nie?
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się taksówkarz. John wybudził się z myśli. Po wręczeniu należnych mu pieniędzy wysiadł zabierając swoje rzeczy i udał się w stronę wejścia do Hotelu. Z pozoru można było stwierdzić, że w owym budynku nigdy nie dochodziło do nawiedzania przez duchy. Może to, dlatego, że Hotel stał całkiem po środku miasta; ludzie ciągle wchodzili i wychodzili z niego; tętniło tu życiem, pośpiechem, zabieganiem. Gdy pisarz wszedł do środka przywitał go niemały tłumek ludzi oraz wielki hol. Wnętrze wyglądało na bogate i unowocześnione. Światła były żywe, brakowało typowego ponurego klimatu, jak przy większości Hoteli. Pisarz udał się w stronę recepcji, gdzie spotkał kobietę, zapewne tą, która rozmawiała z nim przez telefon.
- Witamy w Hotelu Delphi – rzekła ciemnowłosa blondynka uśmiechając się do niego promiennie. – Ma pan rezerwację?
- Tak. John Cusack, na jedną noc – odpowiedział. Kobieta zaczęła sprawdzać w komputerze.
- Może pan przeliterować? – poprosiła. Gdy ten spełnił jej prośbę, w komputerze wyświetliła się informacja ,,powiadomić dyrekcję’’. – Przepraszam na chwilę. – rzekła po chwili i wyszła. Gdy pisarz rozglądał się po holu, owa recepcjonistka podeszła do innego pracownika. I Cusack to zauważył.
- Właśnie pojawił się ten pisarz, John Cusack – powiedziała.
- Gdzie teraz jest? – zapytał wysoki szatyn.
- Przy recepcji – rzekła.
- Zajmę się tym – udał się w inną stronę. Cusack obserwował go, zauważył, że ten wcześniej rozmawiał z tamtą kobietą. Domyślał się, że jest coś nie tak. Zauważył także młodą brunetkę, która stała przy białoczarnym wózku. Pochylała się nad nim, na pewno musiało leżeć tam dziecko.
- Dobry wieczór. Przenieść pańskie bagaże? – nagle pojawił się służący.
- Nie – odpowiedział mu chłodno Cusack. Facet odszedł z kulturą, bo gdyby nie regulamin, na pewno wyzywałby na pisarza. Niespodziewanie zjawił się czarnoskóry mężczyzna. Wyciągnął rękę w kierunku Johna.
- Witam. Jestem Samuel L. Jackson, dyrektor i szef hotelu Delphi – przedstawił się, po czym uścisnęli sobie dłonie. – Chętnie służę pomocą przy rezerwacji pokoi, stolików, restauracji, biletów do kina. W czym mogę służyć?
- Proszę dać mi klucz do tysiąc czterysta osiem – John zszedł na inny temat, a mianowicie nawiedzonego pokoju. Samuel nie krył zdziwienia.
- Proponuję panu apartament w tej samej cenie – Samuel chciał go odciągnąć od debilnego pomysłu nocowania w strasznym pokoju. W końcu był odpowiedzialny za gości.
- Pokój tysiąc czterysta osiem – powtórzył pisarz patrząc na niego chłodno.
- Pan nie odpuszcza – rzekł szef. Cały czas uśmiechał się do niego, ale w głębi duszy chciał, aby ten pisarz jak najszybciej odpuścił sobie ten pomysł. – W takim razie zapraszam pana do siebie.
   Gdy weszli do gabinetu, rozsiedli się przy biurku. W końcu czarnoskóry kazał mu się czuć jak u siebie. Cusack był śmiały, choć nie okazywał tego zawsze. Samuel już wyrobił o nim zdanie: pieprzony gwiazdor.
- Czy pokój tysiąc czterysta osiem to pokój dla palących? – zapytał pisarz.
- Tak – rzekł Samuel.
- Świetnie, jeden problem z głowy – odrzekł. Cusack był nałogowym palaczem, zapewne wtedy, gdy coś go drażniło, czy nie wychodziło. Ogólnie palił w kratkę, co niektórzy mogliby powiedzieć, że jest wrogiem papierosów, ale gdy nadchodziła kryzysowa sytuacja znikąd sięgał po paczkę Malboro.  
- Może cygaro? – zaproponował mu Samuel. W końcu pisarz palił, więc chciał go dobrze ugościć w swoim gabinecie, a przy okazji odradzić pokój tysiąc czterysta osiem. W pomieszczeniu panowała ponura atmosfera, ale tylko, dlatego, że gabinet był udekorowany, jak i umeblowany ciemną kolorystyką. Także lampka paliła zbyt słabo, ale to nie przeszkadzało dyrektorowi tego wielkiego Hotelu.
- Dziękuję, nie palę – odpowiedział. Podrapał się po szyi i zaczął tłumaczyć. – To na wypadek wojny atomowej. Rzuciłem palenie dawno temu; ten papieros to właściwie amulet, takie dziwactwo pisarza – wskazał na papieros, który miał za uchem. Sam nie wiedział ,czemu tak powiedział, ale dla niego sporadyczne palenie tytoniu, to jak niepalenie go wcale. W końcu nie uważał się za palacza nałogowego, a że raz na jakiś czas zapali, nie czyni z niego nałogowca.
- Ale pije pan? – zapytał L.Jackson chwytając za butelkę.
- Jasne, przecież jestem pisarzem – szybko mu odpowiedział. Alkoholem nie pogardzi, choć nie jest pijakiem.
- To jest Käüősę Wrę*, rocznik tysiąc dziewięćset trzydzieści dziewięć – wskazał czarnoskóry na butelkę trunku. – Doskonały koniak, osiemset dolarów, jeśli uda się go panu znaleźć.
- Dzięki za łapówkę, ale i tak się tam zatrzymam – pisarz mu wyjaśnił. Nadal stawiał na swoje, i żaden koniak, czy whisky nie było w stanie go odciągnąć od szalonego pomysłu.
- Na jak długo? – zapytał dyrektor, tym razem spacerując po pomieszczeniu.
- Jak zwykle na jedną noc – Cusack stanął przy oknie, ale cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z Samuelem.
- Nikt nie przetrwał tam dłużej, niż godzinę – powiedział całkiem poważnie dyrektor. Przysiadł za biurkiem. John oparł się o ścianę głośno sapiąc. Ten fakt go jak zwykle śmieszył, ponieważ nie bał się dziwnych opowiastek szefa tego Hotelu. Zaśmiał się cicho, choć był lekko zdenerwowany.
- Musiałbyś się przebrać za trupa, żeby nabrać mnie na te bajki – mówił do całkiem poważnego L.Jacksona, któremu także cierpliwość się kończyła.
- Szydzisz ze mnie, a ja chcę cię tylko przestrzec – Samuel patrzył poważnie. Nie mógł pojąć jak taki dorosły facet może zachować się lekkomyślnie, i usilnie próbować dostać się do strasznego pokoju. Faktycznie zachowanie miał kapryśnej gwiazdki zadufanej w sobie. Liczyło się tylko to, co on chciał. Szef Hotelu nie miał o nim zbyt dobrego zdania. Szczególnie teraz, gdy go osobiście poznał. John to, co chciał musiał dostać i tyle. Samuel nie lubił takiego podejścia.
- Wygłupiasz się wciskając brednie – stanął kilka metrów przed nim. Obaj mężczyźni patrzyli na siebie dość nerwowo. Żaden nie chciał ustąpić. – W końcu dasz mi ten klucz, i opiszę ten pokój, a wasze obłożenie wzrośnie o pięćdziesiąt procent. – wyjął dyktafon ignorując wściekłego dyrektora, z którego faktycznie szydził. – Pozwolisz, że nagram tę rozmowę? – postawił dyktafon na biurku. – Rozumiem, że się zgadzasz? – spojrzał na Samuela z iskierkami w oczach. Czarnoskóry tylko pokręcił głową.
- Nic nie rozumiesz – odezwał się siadając za biurko ponownie. Cusack także usiadł. Emocje powoli opadały, a faceci zaczęli dalej rozmawiać o pokoju. John nie chciał kłótni, ale cholernie był napalony na ten tajemniczy pokój. Jego zapał był wyczuwalny, i nie miał ochoty rezygnować, bo ktoś puścił niby plotkę o tysiąc czterysta osiem. Napalił się, i odwrotu już nie było.
- Wiem, że Delphi nie ma takiej renomy jak Plaza, albo Karmajza, ale dziewięćdziesiąt procent pokoi jest zawsze zajętych. – kontynuował Samuel. – Nie martwię się o swój Hotel, ani o ciebie. Nie chcę żebyś zamieszkał w pokoju tysiąc czterysta osiem, bo nie mam ochoty go doprowadzać później do ładu. W hotelach liczy się atmosfera i wygoda, a ja jestem dyrektorem tego hotelu, a nie pokojówką. Za moich czasów były tam cztery zgony. Po ostatnim nie udostępniamy pokoju tysiąc czterysta osiem gościom.
- Po śmierci Dawida Hajda ortodonty schizofrenika, który najpierw podciął sobie żyły później przemienił się w eunucha – dokończył pisarz.
- Widzę, że lekcje odrobione – skomentował Samuel. Chociaż nie okazał jakiegokolwiek zdziwienia.
- Jestem zawodowcem – podkreślił Cusack.
- W 95 letniej historii tego hotelu siedmiu gości wyskoczyło przez okno; czterech przedawkowało; pięciu się powiesiło – te ostatnie trzy słowa dopowiedział z nim pisarz, który był dość dobrze przygotowany do tematu o makabrycznych zdarzeniach, które miały miejsce w tamtym pokoju. – Trzech okaleczyło, a dwóch udusiło. Dyrektor Samuel L. Jackson dobrze zna historię tego hotelu. Recytuje tę makabryczną litanię bez zmrużenia oka. – dalej dopowiedział sam Cusack.  
- Myślisz, że jesteś spryciarzem? – zapytał Samuel. Oboje usiedli.
- Jestem fachowcem. A ustaliłeś, że w tym pokoju doszło do dwudziestu dwóch zgonów z przyczyn naturalnych?
- Naturalnych? Nie, bo o tym gazety nie piszą. W sumie straciło tam życie pięćdziesiąt sześć osób – na koniec wskazał palcem na sufit, oczywiście mając na myśli tamten pokój. Cusack aż się zdziwił dużą ilością ofiar.
- Pięćdziesiąt sześć? – zapytał z niedowierzaniem. – Zalewasz…
- Przyczyną śmierci była epilepsja, zawały, wylewy, utonięcia – mówiąc czarnoskóry wyjął z szufladki szarą teczkę wielkości A4.
- Utonięcia? – pisarz nie mógł uwierzyć.
- Mike Trinner utopił się w rosole – odpowiedział mu Samuel. Miał na myśli śmierć podczas jedzenia obiadu.
- Niby jak to zrobił?
- Właśnie bardzo interesujące. – rzekł i położył rękę na teczce. – Wszystko jest tutaj. Udostępnię ci to, jak podobnie swój gabinet. Możesz zrobić notatki i wszystko opisać, ale pod jednym warunkiem, że nie zamieszkasz w tym pokoju.
- Naprawdę mogę to przejrzeć? – Cusack skupił się na teczce, niż na ostatnich słowach szefa Hotelu Delphi. Po chwili wstał i po krótkiej ciszy, odezwał się. – Wciąż czekam na koniak.
Samuel wstał, i podszedł do barku, po czym wziął lampkę i postawił ją na biurku, a następnie nalał do niej koniaku. Jak zwykle okazywał powagę. Podał Johnowi trunek, po czym ponownie usiedli. Pisarz upił z niej kilka dużych łyków.
- Pyszny – stwierdził.
- Proszę, w prezencie od firmy – L.Jackson wręczył mu butelkę koniaku. Brunet od razu schował ją do torby.
- Jednak tam zamieszkam – oznajmił.
- Cholera! – krzyknął Samuel już nie mogąc opanować nerwów. Nie to, że jego słowa poszły na marne, to jeszcze pozbył się drogiego koniaku.
- Przykro mi – skomentował pisarz nie zdając sobie z niczego sprawy.
- Chociaż przeczytaj, a gwarantuje, że przejdzie ci na to ochota – wręczył mu teczkę. John od razu ją otworzył i zaczął przeglądać makabryczne zdjęcia i artykuły.
- Pierwsza ofiara Kevin Malis sprzedawca maszyn do szycia zamieszkał tu po otwarciu Hotelu w październiku 1912. Poderżnął sobie gardło, ale nie to było najgorsze. Później nim wykrwawił się na śmierć w napadzie szału próbował je zaszyć igłą. – opowiedział Samuel pochylając się już nad nim. – Nie musisz się tam zatrzymywać. Zdjęcia zrób w 1404, ma identyczny rozkład; nikt się nie połapie.
- Moi czytelnicy oczekują prawdy – wytłumaczył Cusack przeglądając zdjęcia. Obaj krążyli po pomieszczeniu. Samuel ze zdenerwowania, a John ze zniecierpliwienia za kluczem do 1408.
- Szukają sensacji i tanich wzruszeń – ocenił ich Samuel. – Don Diego z obciętą głową wciąż nawiedzał opuszczoną farmę; szczekający duch z Pupeth Dames.
- To wierne cytaty, skąd je znasz? – zapytał pisarz lekko uśmiechając się.
- Twoje przecenione książki leżą we wszystkich księgarniach. Pełne cynizmu napisane przez błyskotliwego, jak i utalentowanego człowieka, który nie wierzy w nic prócz siebie – odpowiedział czarnoskóry.
- Tak, przyznaję się. Wszystko już omówiliśmy, daj mi wreszcie klucz – pisarz upierał się na swoim.
- Nie obrażaj się jak panienka, zaskoczyłeś mnie. Nie jesteś jakimś marnym pisarzem. Podobała mi się pierwsza książka. Jak brzmiał ten tytuł? – na koniec zapytał szef Hotelu.
- Długa droga do domu – odpowiedział Cusack.
- Ach, tak – rzekł. – Ten ojciec był rzeczywiście drań.
- Owszem. Daj mi klucz – znów upierał na swoim. Za nic szef Hotelu nie mógł go odciągnąć od banalnego pomysłu. – Mieszkałem w domu seryjnego gwałciciela, myłem zęby obok wanny, w której David Shmitt utopił całą swoją rodzinę. Kiedy skończyłem 12 lat, przestałem się bać wampirów. Wiesz, dlaczego mogę się tam spokojnie zatrzymać? Bo nie wierzę w duchy. A nawet gdybym wierzył, to nie ma Boga, który by nas przed nimi uchronił.
- Więc cię nie przekonam? – zapytał.
- Wreszcie się rozumiemy. 




👻 Chapter 03 napisany po części z filmu "1408". Dialogi mogą się nie zgadzać z tymi z filmu, podobnie co informacje :P
👻 Credits foto - google.com search: "movie 1408"
👻 Credits: Gif - google.com search: "j cusack gif"
Käüősę Wrę* - nazwa wymyślona przeze mnie :) 


Haj! Mamy trójeczkę :) Jest dooobrze, bo w wordzie mam szkice kolejnych rozdziałów. Wyjątkowo krótki rozdział, ale następny trochę rozbuduję. Z tej racji, że opublikowałam z marną ilością zdań owy post - kolejny będzie szybciej wstawiony. Termin tydzień xD To będzie wyjątek, chyba, że w przyszłości zdarzą się krótkie rozdziały  - to będą wystawiane szybciej niż raz na dwa tygodnie.
Ponadto dzięki za opinie na temat filmu Facet z ogłoszenia i nie tylko :P Yhhh .... Czy Wam też podobał się nowofundland czworonóg? Matka Teresa - dość oryginalne imię jak dla psa, prawda? A wyobrażacie sobie, że ta suka miała zaledwie kilka miesięcy i już była dość duża? Wyczytałam w ciekawostkach o tym filmie. Ach, i w filmie grały takie dwa nowofundlandy :P 
(foto: google.com search: must love dogs; wykadrowane przeze mnie)

John Cusack mówił o nich: „wielkie, kochane, futrzane, pluszowe misie”. Więcej na <źródło>. Co do postu, oczekujcie czwóreczkę jeszcze w tym miesiącu :)  

4 komentarze:

  1. masz błąd pod zdjęciem psa "wykadrowane przeze mnie " powinno być a nie "przede" d=z :]

    OdpowiedzUsuń
  2. ...co by tu napisać hmmmm...no i złamał nasz Cusack dyrektora hotelu, był bardzo nieugięty i uparty, bardzo szczegółowo rozpisałaś ich dialog, oraz te zabawne próby przekupstwa:D Trzymasz dalej w napięciu, no i wiedziałaś jak zakończyć kolejny rozdział, pozostawiając czytelnika z niedosytem i ciekawością co wydarzy się już w kolejnej części. Podczas czytania bardzo pobudza się wyobraźnia, czuje się tak jakby było się tuż obok Cusacka i widziało wszystko co do szczegółu, nawet tę słabo palącą się lampkę...
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo to zdecydowanie są wielkie pluszowe misie. Rasa jest przecudowna. :D

    "Utopił się w rosole". I weź teraz człowieku zjedz w spokoju obiad w niedzielę.

    Podoba mi się upór Johna :D Nie da się zagadać. "daj klucz" i koniec. Ale faktem jest, że te zgony są przerażające i dają do myślenia. Bo coś tam naprawdę się dzieje, ciężko mieć co do tego wątpliwości.
    No ale kurcze, to początek opowiadania, więc chyba John tam nie umrze.. Bo naprawdę zaczynam się stresować jak on tam przetrwa tą noc.

    Czekam oczywiście na następny i korzystając z pisania komentarza, zapraszam na nowości do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam jako czwarta (no chyba że ktoś przede mną zdąży opublikować komentarz, haha) i z nową nazwą! ;D
    "Rozsiedli się przy burku" - ja wiem, że o biurko chodzi i to literówka, ale szczęka opadła mi do sufitu ze śmiechu. Szkoda, że jeszcze nie napisałaś "Burku" dużą literą. ;D Byłabym bliżej nieśmiertelności, haha.
    Wiesz, nie wiadomo, ile nie oglądam, ale czy to wytwór mojej imaginacji czy kiedyś w filmach więcej palili? Teraz nawet są seriale, w których nie widziałam ani jednego papierosa. Za to wino strasznie modne.
    I powiedz Ty mi, jakim cudem można nosić papierosy za uchem? Jajaja, fajna ozdoba - dlatego Cusack mógł się zastanawiać, kiedy ten papieros zapalić.
    Karmajza - nazwa genialna po prostu!
    A jak można się w eunucha przemienić? Wybacz, ale nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ale tak sam z siebie? Hahaha... Dobra, to nie powinno być śmieszne, na litość dzięcioła. I to utopienie się w rosole. Ty to masz pomysły. Chciałabym przeczytać o tym utopieniu się w rosole albo obejrzeć na ekranie, lecz to niemożliwe. Potrzebowalibyśmy filmu lub serialu, no bo przecież człowieka topiącego się w rosole na prawdę oglądać nie będę. I to podczas jedzenia? (Czy raczej picia plus wciągania makaronu. ;D) WoW. Prędzej pomyślałabym, że ktoś przyniósł plastikową beczkę wypełnioną po brzegi rosołem oraz wsadził biednego człowieka do niej, po czym zamknął i czekał, aż ten się udusi. Czekaj, czekaj... mam pomysł(a). Ten morderca wiedział, że uduszony lubił rosół i uduszony akurat rosół jadł. Morderca po prostu poczekał na odpowiedni moment, by niepostrzeżenie wślizgnąć się do feralnego pokoju, co nie było wyzwaniem, bo wiele osób go unika. Może okno było otwarte i dotarł tam za pomocą drabiny...
    Lubię to uparcie Cusacka. W końcu się doigra. Ciekawie byłoby też, gdyby poznał kogoś, który cudem przeżył pobyt w 1408, kogoś z tajemnicami, który opowiedziałby coś takiego, że ludzie nie wiedzieliby, czy mu wierzyć czy też nie. Zaczęłoby się wtedy śledztwo! ;D
    Osobiście uważam nowofundlandy za ładne psy, ale gdybym miała wybrać psa, wybrałabym innego, którym się trudno zajmować (może nie trudno, ale długo czasu zajęłaby pewna rzecz - ile się wygadałam? Hahae.), więc w sumie bym go nie wybrała.
    Kurde, wyobraziłam sobie Cusacka atakowanego przez węże, potem czarnoskórego mężczyznę ratującego głównego bohatera, a na końcu bawią się w Bear Gryllsa i zamierzają go upiec i zjeść.
    Ciekawa jestem, co dalej, ale za co ja mam Cię chwalić dzisiaj? Pochwalę Cię, gdy rozdział będzie dłuższy oraz coś szokującego oraz genialnego się wydarzy. (:

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, który motywuje mnie do dalszego pisania. :)))