Już
dawno nie czuła tego ucisku w sercu jak i żołądku. Miłe chwile
minęły tak szybko jak się i pojawiły. Nie rozumiała, dlaczego to
tak się działo. John Cusack był obcym facetem, o którym nie
wiedziała zupełnie nic. Który nawet nie dawał jej nadziei na coś
więcej, niż znajomość. O przyjaźni nie było mowy. Pisarz był
nierealny dla niej samej. Te krótkie chwile, w których trochę
mogła go poznać spowodowały, że zaczęła odczuwać tęsknotę.
Krople łez swobodnie spływały po jej policzkach. Nie rozumiała
swojej naiwności. Pomimo tych słów, jakie wypowiedział późną
nocą, nadal czuła do niego sympatię.
Przytulała
do siebie mokrą od łez poduszkę. On już stąd wyszedł. Była
pewna, że nie wróci. Zatraci się w promocji nowej książki, być
może odwiedzi kolejne piekielne miejsce zapominając o pokojówce.
Morena wiedziała, że nie mogła oczekiwać za wiele.
Nie
przejęła się faktem, że tej ostatniej nocy pisarz zachowywał się
dziwnie. Wiedziała jednak, że ją sprawdzał z jakiegoś powodu. I
miała pewność, że te pocałunki były zwykłym testem, który
pokazałby czy potrafiła wygadać się wszystkim, czy może zachować
to dla siebie. Gdyby chciał ją zaciągnąć, już by to uczynił.
Morena miała swoje wytłumaczenia. Jednak to nie dawało jej
spokoju. Nie mogła z pamięci wyrzucić tego, że zbliżył się do
niej. Przyznać mogła, że całował całkiem dobrze, ale było w
nim coś niepokojącego.
Wiedziała,
że nie pozbędzie się myśli o nim, cieszyć się mogła, że
dzisiejszego dnia miała jeszcze wolne.
Długo
potrwało zanim wstała z łóżka. Będąc w łazience wzięła
szybki prysznic, umyła zęby, a także wyprostowała włosy
pozostawiając rozpuszczone. Założyła wygodne ciuchy, nie miała w
planach nic do zrobienia, ale jakoś musiała przeżyć niedzielę.
Niechętnie udała się do restauracji, gdzie zamówiła coś
lekkiego na obiad, zajmując miejsce, gdzie w piątkowy wieczór
spędzała czas z Johnem. Teraz jego miejsce było puste. Samotnie
siedziała patrząc na puste krzesło. W restauracji o tej porze było
niewiele osób. Może, dlatego, że zwykle goście jadali o
dwunastej, a zegar wskazywał prawie czternastą. Blondynka zamyśliła
się na tyle, że nie zauważyła kelnera, który postawił talerz z
daniem i życzył smacznego. Spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem,
gdy już odchodził w stronę innych stolików. Cicho westchnęła
patrząc na jedzenie.
🐬
Podeszła
do recepcji, gdzie stał Frank Genertyks w towarzystwie innej
pracownicy Sarah Nortons. Morena ją również znała, ale nie miała
tak dobrego kontaktu, co z Frankiem i Ronem. Sarah zajmowała się
starszą panią, która chciała koniecznie zarezerwować pokój na
pierwszym piętrze. Skarżyła się na bóle nóg, a także miała
przy sobie yorka, którego trzymała w transporterze. Morena
spojrzała na Franka, który właśnie ją zauważył.
-
I jak mija week? – zapytał zapewne niczym nie świadomy, że jego
koleżanka z pracy niemal całą noc spędziła z pisarzem.
-
Jako tako – wolała pominąć temat o pisarzu. Nie bardzo wiedziała
jak, by obrać to wszystko w słowa, co wydarzyło się w jej pokoju.
Nie mogła tego nazwać uczuciem, ani niczym, co sugerowałoby, że
wpadła w gust pisarza. On tylko ją sprawdzał. Miała świadomość,
że w jakikolwiek sposób dowiedziałby się o tym, gdyby
naopowiadała Frankowi.
-
Jesteś przygnębiona – zauważył. – Wyjdź gdzieś, bo jutro
rano się widzimy w pracy – przypomniał jej.
-
Jasne – uśmiechnęła się blado. – Może faktycznie gdzieś
wyjdę. - wyjęła telefon z torebki. Było przed piętnastą.
-
Jak będziesz w sklepie to weź dla mnie jakieś napoje energetyczne,
ok? Tu ich nie ma, sama wiesz – poprosił. Morena wiedziała o co
chodziło. Samuel zakazał sprzedaży napojów energetycznych w swoim
hotelu, ale tylko dlatego, by goście przychodzili do jego baru,
gdzie energetyki szły jedynie w parze z wódką.
-
Jasne, jak będę – rzekła na odchodne. Jedyną dobrą rzeczą,
jaka mogła jej się dziś przytrafić to dobra pogoda. Nie było ani
za gorąco, ani chłodno. Wychodząc z Hotelu Delphi poczuła się
nieco dziwnie. Od ostatnich tygodni prawie w ogóle nie wychodziła
poza mury Hotelu. A teraz była na zewnątrz, poczuła się wolna. Na
poboczu zauważyła kilka taksówek, z których wysiadali ludzie. W
żadnym nie mogła poznać pisarza. On już wyjechał, nie wróci tu,
bo nie ma już po co. Nie przejmowała się tym, że mógł ją uznać
za łatwą. W końcu na co jego opinia, gdy już tu nie wróci.
Możliwe, że chciał ją poniżyć przyznając się do chęci
współżycia z nim. Może to go bardziej podniecało, a może
potrzebował do swojej książki. Było wiele opcji, za wiele.
Przeszła przez jezdnię i ruszyła w stronę najbliższego centrum
handlowego. Nie miała celu, ale wolała trochę pochodzić, niż
faktycznie się użalać nad sobą. Zwykle nie za często chodziła
po ulicach Nowego Jorku, ale dzisiejszy dzień nadawał się
idealnie. Gdyby tylko słowa Johna były prawdziwe, zrobiłaby małe
zakupy i obkupiłaby się w nowsze ciuchy, aby jakoś ładnie
wyglądać w Los Angeles. I właśnie w tym momencie postanowiła, że
jednak coś kupi. Może poudaje, że jednak tam jedzie i to będzie
idealna wymówka, aby faktycznie odświeżyć szafę. Poczuła małą
euforię na samą myśl. Istniała szansa na odzyskanie dobrego
humoru.
🐬
Los
Angeles. Trzy dni później.
John
siedział na swoim starym fotelu w pomieszczeniu, które nazywał
swoją pracownią. Właśnie dopracowywał najmniejsze szczegóły
swojej pracy, która miała niebawem przemienić się w książkę. W
tej chwili odpoczywał popijając piwo z butelki. Jeszcze kilka
ostatnich stron, które miał sprawdzić i poprawić, po czym mógł
wysłać plik do wydawnictwa, jakie znajdowało się w Nowym Jorku.
Nie mógł tam zjawić się osobiście, gdyż musiał i tak wracać
tutaj. Tylko w tym miejscu miał idealny spokój i natchnienie by
doprowadzić do porządku swoje opowieści. Pokój 1408 wrył mu się
szczególnie w pamięć.
To dzięki niemu zaczął nieco inaczej patrzeć na pewne sprawy.
To dzięki niemu zaczął nieco inaczej patrzeć na pewne sprawy.
Jego
dom był ciasnym mieszkaniem posiadającym niewiele przestrzeni. W
pracowni nie tylko pisał, ale i też sypiał. Od dawna nie sprzątał
w tym miejscu, „pokój” przeistoczył się w całkiem zagmatwany
burdel, w którym wszystko leżało nie tam, gdzie trzeba. Na biurku
przy laptopie stały puste, zwietrzałe butelki po piwie, które
zostawił przed wyprawą do Nowego Jorku. Kwiaty, które zostały po
żonie już dawno przeistoczyły się w suche sterczące badyle w
doniczkach. Na półkach panował ogromny kurz, który poprzykrywał
rzeczy, zaś łóżko już dawno nie było ścielone, zawsze
pozostawiał totalne nieogarnięcie w tym miejscu.
Kiedyś
to mieszkanko było wyłącznie pracownią. Jego prawdziwy dom
znajdował się niedaleko, w którym mieszkał z Jennifer i Katie. Po
śmierci córeczki nieco rozluźniła się więź między nim, a
żoną. Wkrótce później był rozwód i podział „majątku”.
Jennifer sprzedała dom, który tylko jej przypominał o chwilach z
córką i mężem. John musiał spakować swoje rzeczy i przenieść
się do pracowni. Nie myślał nad kupnem domu, choć było go stać.
Polubił to miejsce, które według niego było dość przytulne. I
nie musiał samotnie mieszkać w dużym domu, gdzie miałby więcej
pajęczyn do ściągania.
Oprócz
pokoju zwanego pracownią, istniała też niewielka łazienka oraz
kuchnia i korytarz. W tych pomieszczeniach nie panował bałagan.
Cusack nie zwracał uwagi, że ostatnio zaniedbał swoje miejsce.
Pisanie książki pochłonęło go zbyt mocno, by mógł się
przejmować stertą brudnych ciuchów, zakurzonymi półkami, czy
pełnym koszem śmieci. Miał się za to wszystko zabrać po wysłaniu
swoich przewodników na temat nawiedzonych miejsc w Hotelach.
Gdy
tylko otworzył kolejny plik zatytułowany „1408” zrozumiał, że
nie mógł pozostawić tego w tym momencie. Tak jak wcześniej
planował – postanowił napisać odrębne opowiadanie o Pokoju. I
tą opowieścią chciał zaskoczyć wszystkich. Jednak zanim miało
do tego dojść – musiał do wydawnictwa wysłać opowiadanie o
pięciu nawiedzonych miejscach w Hotelach. Już jutrzejszego dnia
miał się tym zająć. „1408” nie miał być przewodnikiem, a
powieścią. Tak, był już pewny, że chciał powrócić do dawnego
pisania, jednak nie chciał odstawić grozę w szary kąt.
Popołudniem
udał się na pocztę, gdzie miał sprawdzić swoją skrytkę
pocztową. Na miejscu minął się z kilkoma osobami, po czym wyjął
klucz z kieszeni i otworzył swoją skrytkę. W niej znajdowała się
sterta listów. Wyjął je wszystkie, po czym odszedł. Jak zwykle
zajechał do swojej ulubionej kawiarni. Tym razem zamówił koktajl,
gdyż czuł, że miał sucho w gardle. Zasiadł przy stoliku gdzieś
w kącie pomieszczenia, aby na spokojnie przejrzeć przesyłki. Znowu
natknął się na kilka listów od fanów, które odłożył na bok.
Uznał je za mniej ważne, więc postanowił je jako ostatnie
przejrzeć. Były też pocztówki kilku hoteli, ale je również
zbagatelizował. Postanowił odłożyć na jakiś czas grozę, gdyż
poczuł chęć na pisanie powieści. Natknął się na pocztówkę z
widokiem Hotelu Delphi. Na odwrocie było napisane, że Samuel L.
Jackson jest diabłem. Zaśmiał się głośno ignorując, że ktoś
mógł go usłyszeć. Tak, jest samym wcieleniem diabła,
pomyślał. Wypił koktajl do końca i zabrał swoje listy, aby
pozałatwiać kilka spraw. Tym razem nie chciał – jak na razie –
odwiedzać przeklęte miejsca. Musiał się skupić na pisaniu nowej
powieści, a że miał wenę twórczą, tym bardziej nie tracił
czasu. Jadąc w stronę plaży chwycił za dyktafon, aby powiedzieć
kilka słów.
-
Ktoś twierdzi, że Samuel L. Jackson szef Hotelu Delphi jest
diabłem. To akurat mnie nie przekonuje, choć nie kryję, że pasuje
mi do pokoju 1408. Mógłby tam zamieszkać. Hotel Delphi, pomimo
wielu ofiar nie stał się aż tak popularny w mediach. Wszystko
zawdzięczamy takim szefostwom jak L. Jackson, którzy omijali media
szerokim łukiem. Jednak ktoś i tak wie sporo o Delphi. Czy moja
książka pomoże rozsławić tę ruderę? Okaże się –
wyłączył dyktafon i odłożył go na siedzenie obok. Zaśmiał się
do siebie patrząc na drogę. Skręcił na parking, gdzie miał
zostawić samochód. Ten dzień miał spędzić na plaży. Tym razem
nie myślał o pływaniu na desce. Zauważył, że po wizycie w 1408
zrobił się bladszy, i potrzebował poopalać się.
Przeszedł
się kawałek drogi, aby wreszcie usiąść na piasku. Rozejrzał się
dookoła, gdzieś w oddali była dość spora grupka ludzi, która
również korzystała z uroków tego miejsca. Tego dnia nie było
ogromnego natłoku ludzi, ale nie zdziwiłby się, gdyby ktoś
rozpoznał w nim pisarza.
Przez
chwilę pomyślał o Morenie. Na samą myśl uśmiechnął się
szyderczo wyobrażając ją tu obok siebie. Mógł przyznać, że na
swój sposób go zainteresowała. Pomimo tego, że była totalnym
przeciwieństwem Jennifer, miała coś w sobie, co spowodowało, że
tamtej nocy ją pocałował. Nie żałował swojego zachowania, w
pewnym sensie kręciło go to, co jej robił. Czuł nad nią
przewagę, gdy niepewność ją chwilowo obezwładniła. Gdyby Morena
była taka jak Jennifer, już dawno nawrzeszczałaby na niego
okładając z całej siły. Cusack był pod wrażeniem jej naiwności,
którą mógł wykorzystać, ale pozostawił to na później. Nie
chciał mieć jej na chwilę, była mu potrzebna do pewnych celów,
niekoniecznie seksualnych. Wiedział, że zbyt mocno wykorzystywał
to, że Morena była zapatrzona w niego, ale czuł, że potrzebował
ją. Nikt nie mógł mu tego zabronić.
Położył
się na ciepłym piasku, lecz zanim zamknął oczy usłyszał głośne
szczekanie i warczenie. Odgłosy przeraźliwego warknięcia
dochodziły z kilkunastu metrów. Usiadł ponownie patrząc w stronę
dobermana, który upatrzył sobie cel. Zwierzę ominęło kilkoro
ludzi, których miał na swojej drodze. Nie zwracał uwagi, że jeden
z ratowników próbował go zatrzymać. Na plaży był zakaz
spacerowania z psem.
-
Co to, kurwa, ma być? – wymknęło mu się z ust. Nie próbował
uciec, gdyż wiedział, że to przyniosłoby niepożądany efekt.
Wstał gotów, aby przyłożyć rozwścieczonemu psu, choć nie miał
żadnego odpowiedniego narzędzia. Nie miał czasu, aby przemyśleć
wszystko na chłodno, musiał się jakoś bronić, by ogromne bydlę
nie wbiło swe zębiska w jego ciało.
Nagle
dwóch facetów-ratowników zajęło się zwierzęciem, które
zostało natychmiast unieruchomione sznurem. Cusack nie miał zamiaru
siedzieć w tym miejscu, gdy zwierzę mogło ponownie się na niego
rzucić. Darował sobie „gadkę” z ratownikami, gdyż pies nie
należał do nich, a zapewne do jakiegoś plażowicza. Nie miał za
bardzo kogo posyłać do sądu.
Odchodząc
w stronę parkingu zauważył chudego chłopaka przypominającego
trzydziestolatka, który pracował w księgarni, oraz był widziany w
Hotelu Delphi. Blondyn ze słomianym kapeluszem i błękitnymi
spodenkami szedł w kierunku dwóch facetów, którzy schwytali psa.
John nie rozumiał, co robił tamten typ i czy mógł mieć
wspólnego z psem, który na jego widok nagle się uspokoił.
🐬
Minął
tydzień. Lato jeszcze trwało, upał dawał się we znaki, a pisarz
czekał, aż jego książka terminowo ukaże się w sierpniu. Nie
marnował chwili, a pracował nad opowieścią o pokoju 1408. Miał
już napisane kilkanaście stron, przeczuwał, że tym razem sam
Norris będzie zaskoczony. Postanowił zacząć z opowieściami, gdyż
całkiem dobrze szło mu pisanie. Nagle usłyszał dźwięk Skype'a.
Kliknął w chmurkę, po czym wyskoczyło błękitne okienko z
informacją, że dostał wiadomość od Jennifer. Poczuł niemal
szybsze bicie serca, był w nadziei, że jego była żona przemyślała
kilka spraw i chociaż utrzyma z nim kontakt.
„Odpieprz
się od mojej żony, pisarzyku!” - już się domyślił, że to
był ten jej adwokacik, czy prawnik. Już zapomniał z tego
wszystkiego, czym dokładnie zajmował się tamten oprych. Wcisnął
krzyżyk i ponownie zajął się pisaniem. Nie chciał bawić się na
przepychanki, to nie było w jego stylu. Nie krył zdenerwowania,
spodziewał się, że Jennifer prędzej czy później opowiedziałaby
swojemu mężowi o rozmowie w Delphi. Był trochę zły i na nią.
Nie rozumiał, po co mówiła tamtemu o nim. Dobrze wiedział, z
opowiadań Norrisa, że tamten typek był bardzo zazdrosny. Nie
zapamiętał nawet jego imienia, choć pamięć miał dobrą, w końcu
był pisarzem.
Noc
zapadła bardzo szybko. John usnął na niepościelonym łóżku. Sny
tej nocy nie były litościwe. W nich pojawiała się Jennifer, z
którą się kłócił o Katie. Mała dziewczynka leżała już w
grobie, a on obwiniał nie tylko żonę, ale i również siebie o to,
że nie kazał córce walczyć. Rak całkowicie pochłonął nie
tylko jej niegdyś zdrowe ciałko, ale i też duszę. John nie mógł
sobie wybaczyć, że pozwolił jej umrzeć.
Obudził
się zdezorientowany rozglądając dookoła. Było mu strasznie
gorąco, więc wstał i uchylił okno. Za dużo myślał o córce,
szczególnie, gdy ją widział w 1408. Zatęsknił za nią
wypuszczając łzy, które samoistnie spływały. Pragnął ją
przytulić, usłyszeć jej głos. Obarczał się winą, bo mógł
jeszcze coś zrobić. Popatrzał na krajobraz, który był za oknem.
Czuł się samotny, opuszczony. Nie rozumiał, jak Jennifer mogła
ułożyć życie na nowo po ogromnej tragedii.
Wczesnym
rankiem wstał, by trochę pobiegać i pospacerować po plaży. To
było jego ulubione miejsce na odpoczynek, czy przemyślenie pewnych
spraw. Nie mógł jednak za długo cieszyć się spokojem, gdy nagle
usłyszał, że ktoś do niego dzwonił. Spojrzał na wyświetlacz:
„Samuel”. Zadziwił się nieco, ale był przekonany, że
czarnoskóry będzie go prosił o wycofanie się z pomysłem 1408.
-
Haj – odezwał się, gdy tylko odebrał.
-
Witaj, John – jego rozweselony głos nieco rozbawił pisarza. - I
jak idzie z książką? - zapytał.
-
Jest w trakcie produkcji już, przynajmniej wydawnictwo dostało
materiał – odpowiedział. - A ciekawi cię to?
-
W końcu byłeś w moim Hotelu, a jeden z moich pokoi jest opisany
przez ciebie w książce, która niedługo będzie miała swoją
premierę – powiedział.
-
Jeżeli Norris nie wyrobi się z obróbką na sierpień, to może się
przedłużyć – poinformował. W odpowiedzi usłyszał śmiech
Samuela. Cusack już wyobraził jego, jak siedzi na swoim fotelu i
popija koniak uśmiechając się szyderczo.
-
Norris? Przestań! On nic nie robi. Ma swoich niewolników do
poprawek, a on tylko szmal liczy – jego głos był tak roześmiany,
że zaczęło to nieco irytować pisarza. Samuel miał rację i to
również go nieco denerwowało.
-
Mniejsza o to – rzekł. - Tylko tyle chciałeś wiedzieć? -
zapytał patrząc przed siebie.
-
Wczoraj dostaliśmy ciekawy list od anonima. Treść tyczyła się
ciebie – zdradził swój powód telefonowania.
-
Pewnie ktoś sobie żarty stroi, nie zdziwiłbym się, że Morena –
zgadywał. Mogła w przypływie gniewu, czy żalu napisać o nim
brednie i podrzucić szefowi do skrzynki. John miał pewność, że
mógłby jej zaufać, ale teraz miał mieszane uczucia.
-
Niestety nie – odpowiedział. - Ona nie miałaby powodów, ponadto
list został wysłany z Los Angeles, priorytetem. Nie wiem, czy jest
sens czytać ci całą treść, bo jest tego trochę. Jesteś w ogóle
zainteresowany tą sprawą?
-
Nie obchodzi mnie to, mam inne rzeczy na głowie – być może
poczuł ulgę, ze blondynka nie oczerniała go w liście. Wolał mieć
w niej sojusznika, była mu na coś potrzebna i nie chciał, by
okazała się fałszywą osobą. John miał wąskie grono znajomych,
którym ufał. Znał się z wieloma osobami, ale tylko nieliczni
mogli być jego przyjaciółmi.
-
Tak myślałem … nie obchodzi cię to, a powinno. Nie wiem, co
wykombinuje twój psychiczny fan, albo anty fan, ale powinieneś
spojrzeć na to. Gdyby to był liścik z pierdołami, nie zawracałbym
ci tyłka. Czy ty musisz być zawsze uparty? - Samuel był poważny,
jego głos to zdradzał. John na chwilę milczał. Nie wiedział, co
mu odpowiedzieć.
-
Gdy będę przejazdem w Nowym Jorku, przyjdę do ciebie. Nie mam
czasu, by teraz zajmować się psycholami, wybacz, ale muszę kończyć
– rozłączył się, nie pozwalając Samuelowi dojść do słowa.
Co mnie to obchodzi? - pomyślał.
🐬
Nowy
Jork.
Siedziała
w altance popijając słabego drinka. Nie dbała o to, że rano
musiała wcześnie wstać. Myślała o nim, wracała wspomnieniami do
momentów, w których spędzała z nim czas. Myśli nie ustępowały,
choć minęło trochę czasu. W sierpniowe wieczory starała się
przebywać w ogrodzie. Miała nadzieję, ze ujrzy go, że usłyszy
jego głos. Tęskniła.
Wracała
do wspomnień, w których całowała się z nim, a raczej to on ją
całował. Pamiętała każdą sekundę ich wspólnych chwil, każde
słowo. Niemal nadal czuła jego dotyk, nie zawsze miłe słowa.
Minął już miesiąc, choć zdawało jej się, że upłynął rok.
Czuła pustkę, wiedziała, że bez niego już nie było tak
przyjemnie.
Dała
mu się sponiewierać, była o to na siebie zła. Nie tak to miało
wyjść. Gdyby pokazała, że posiadała zasady, być może wszystko
wyglądałoby zupełnie inaczej. A teraz pozostało jej jedynie
czekać.
Oczekiwała
na nową książkę, miała nadzieję, że uda jej się przybyć na
spotkanie w księgarni, jeśli pisarz będzie brał pod uwagę Nowy
Jork. Nie łudziła się, choć chwilami miała wrażenie, że w coś
wierzy. Próbowała wytłumaczyć sobie, że nie powinna interesować
się nim. Był jak z innego świata.
Próbowała
nie myśleć o tym, ale wspomnienia wracały z podwójną siłą.
Była jednak przekonana, że to co się stało wtedy w pokoju już
nigdy nie będzie miało miejsca, a pisarz z pewnością zatracił
się w swoich obowiązkach. Dopiła drinka pozwalając sobie na
kolejne minuty siedzenia w altance. Wyglądała na przemęczoną, jak
i zawiedzioną. Zaprosił mnie, a nawet nie chciał ode mnie
numeru telefonu – pomyślała w duszy. Wierzyła, że zakpił z
niej. Była jednak zła na siebie, że za dużo sobie wyobrażała,
choć próbowała nie dopuszczać takich myśli, ze mogłoby coś się
dziać między nimi. I pytanie, czy w ogóle coś do niego czuła,
czy była zaślepiona jego osobowością, oraz tym, że był kimś
więcej. Zagubiła się w tym wszystkim.
🐬 Chapter 09 napisany z mojej wyobraźni
🐬 Crediits: gif: google.com /search cusack | photos: google.com /search cusack
Hojla :P Chapter poprawiałam dwukrotnie, gdyż nie pasowało mi coś tam ... Mam nadzieję, że zjadliwy ... Chcę tu podkreślić, że tajemniczy blondyn z księgarni (jaki był na początku opo) nieraz namiesza! Też będzie związek z 1408 i nie tylko ... Wiem, że w tym rozdziale niewiele się działo, ale mam nadzieję, że następny przypadnie Wam do gustu xD Kto oglądał 1408 na PULS TV? A dziś 2012 o 20:00, kto ogląda? Ja nie wiem czy dam radę dziś, a wiem, że jeszcze będzie powtórka w jakiś dzień.
Powrócę do wątku samego pokoju, więc nie obawiajcie się :) Nie chcę skończyć na zaledwie 40-stu stronach, jak King :))) Kolejny rozdział dodam w krótkim czasie :)
No, no jestem pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńNie będę się rozpisywać - strasznie mi się podobało, ale coś dzisiaj krótko! Chociaż cieszę się, że przynajmniej coś :) Najlepsze jest zakończenie - nie mogę się doczekać, co dalej. Ogółem ciekawe jest to, że ludzie robią wszystko, aby nie groził im żaden pech - zastanawiam się tylko, co by zrobili, gdyby przypadkiem przeleciał im przed oczami czarny kot - przecież go nie przefarbują na jakiś inny kolor, prawda? XD
Czekam nn :D
Pzdr.
I już znalazł się w potrzasku, a właściwie wpadł w objęcia pokoju 1408, czyli swoich najgorszych koszmarów. Szybko się czytało i w ogóle jakiś krótki ten rozdział, więc czekam z niecierpliwością na następny. Zaś co do Moreny, wydaje się miła, ale trochę irytująca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo fajny rozdział!
OdpowiedzUsuńJak zawsze z resztą.
Tylko trochę krótki...
Ale ja też mam krótkie, wiec...
Czekam na następny!
Pisz szybciutko (:
W tej chwili znalazłam Twój blog i jeszcze nie zaczęłam czytać, ale dodaję do obserwowanych. 1408 to jeden z moich najulubieńszych filmów <3 Z chęcią przeczytam i przekonam się, jak Ty to wszystko widzisz. W wolnej chwili nadrobię zaległości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Salvē! Salvē!
OdpowiedzUsuńUważaj, bo ja mam taką nazwę, że ślad po niej pozostaje i kto ją wpisze, może natychmiast się na Ciebie natknąć - a wiadomo, że debisuki za mną lecą. Pamiętasz?
I widocznie jakieś negatywne moce z Hotelu na mnie działają - kogo mam ubić za to, że drugi raz już mi się skasował komentarz??? Może cały hotel? Bo biedną Morenę na pewno nie.
Tak w ogóle, Morena? Czasem nie nazywa się tak jakaś piosenka. I nie, nie myli mi się z "Macareną".
To nie babcia! To szyszymora!!!!! Jadowitaa!!!
Hvehve, ja bym chciała w bloku zamieszkiwać 13 piętro i posiadać tam różne upiorne rzeczy, by przesądnych postraszać. Lecz Ty mogłabyś pić u mnie herbatę - najlepiej Earl Grey. Królewsko, królewsko z krewką... Dobram, co ja pletę?
Szefowi hotelu najdostojniej byłoby w ksywce Czarnira Bambira Murzynira. Hahahaha...!!! Jeśli wiesz, gdzie ciemno. A czekoladka mi przypomina te dawne wypowiedzi... = żygom tenczom... aaah, dawnee czasy dobrobytu i dziwów.
Akurat dlaczego Morena nie poznała Cusacka to akurat się nie dziwię. Widzisz ludzi na żywo parę razy i ich nie poznajesz!
Skremowany dywan w starodawne worki - haaa, ja jestem dobra! Myślę tylko o paleniu i... wiesz, co się w tych workach mieściło.
Statek? Aaahhh, żeglarze... zawsze przyjemnie mi się kojarzą. Przypomniały mi się "Morskie Opowieści" i taki krótki rejs statkiem, gdy nad morzem byłam, tak poza tym. (:
Mała łazienka? Haha, przypomnieli mi się jacyś domo-szukacze, co głównie sprawdzali, jakiego rozmiaru są łazienki. Utkwiło mi to w głowie.
Szkoda, że nie wykonałaś opisu obrazów. Chciałabym poznać te dziwne dzieła. (;
No normalnie widmAaa. "Specters÷÷÷÷ - no nie, znowu Bond mi się przypomina!
Huehue, każdej się nie da - nie miałabyś czasu na spanie, jedzenie, odpisywanie na komentarze, życie ogółem...
Trzymam Cię cienkiej gałązki! Lecę!
Tak w ogól, pragnę powiadomić, iż zostało mi jedynie 4% baterii i nie chce mi się iść po ładowarkę, haha.
Ciekawy rozdział jak zwykle. Masz przecie dar do pisania! (: Miło było powrócić do Pokoju po takiej długiej przerwie. Miło również, że go kontynuujesz.
Valē!
Dodałaś już dwa rozdziały? Tak szybko? 0.0 Chociaż z drugiej strony Twoje mają mniej słów, więc to może nie dziwne.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że gdyby Samuel okazał się diabłem byłoby ciekawie, a nawet bardziej niż ciekawie. Swoją drogą, istnieje serial ,,Lucyfer”, którego nie oglądałam i nie wiem, czy warto. Jeśli masz jakieś zdanie na ten temat, możesz wysłać mi je w wiadomości. (:
Ja tam nie piję napojów energetycznych, a moim ulubionym napojem jest Ice Tea/Nestea (tak samo smakuje, wiadomo. Jestem także uzależniona od mleka, koktajli (to słowo wygląda dziwnie, jak się je napisze w liczbie mnogiej) i wszelkiego rodzaju capuccino.
Scena z dobermanem na plaży genialna. Padłam ze śmiechu. W sumie ciekawe, jak by Cusack temu psu przyłożył. To dopiero byłoby widowisko. I kto wie, może pisarz opisałby je w swojej książce. I coś mi się zdaje, że blondynek z tą akcją miał coś wspólnego. Mam nadzieję, że znalazło się coś na jego temat w następnym rozdziale, aczkolwiek jeśli nie, to się nie obrażę. ;D
Ciekawi mnie treść listu i Cusack powinien się nim zainteresować. Kto wie, może mu grozić śmierć, jeśli go zignoruje. Poza tym, coś czuję, że ten blondyn ma z tym coś wspólnego (patrz: scena z dobermanem ;D).
Nie mogę się wprost doczekać momentów wykorzystywania Moreny.
E tam, rozdział wcale nie jest nudny. Pozwala na rodzenie się spekulacji (ale to nie powód, żeby gapić się w lustro, hahahe). Zdziwiona jestem, że nikt prócz mnie jeszcze tego rozdziału nie skomentował, a jestem dość późno. Znowu.
Świetny rozdział, bardzo ciekawy wątek tego psycho-fana, ta akcja na plaży z pewnością miała z nim wiele wspólnego,poza tym tęskniąca Morena. Na bank się zakochała i coś mi się wydaje że John będąc kolejny raz w hotelu zabierze ją stamtąd;D A Samuel..hmmm jest na pewno postacią która coś ukrywa i nie do końca jest tym za którego uchodzi,ale to tylko moje odczucia. Tylko czemu komuś zależy na skrzywdzeniu pisarza...będę myśleć, a raczej zaczekam na kolejne posty ;D
OdpowiedzUsuń21 yr old VP Sales Griff Bicksteth, hailing from Oromocto enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and Yo-yoing. Took a trip to Mausoleum of Khoja Ahmed Yasawi and drives a Safari. kliknij po wiecej
OdpowiedzUsuńznani adwokaci rzeszow
OdpowiedzUsuń