28 czerwca 2017

Chapter 13

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się dużymi krokami. Wielu pracowników Hotelu Delphi nabrało urlopy na kilka dni, zaś Morena nawet nie myślała aby skorzystać z wolnego czasu. Nie miała dokąd udać się podczas świąt. Samuel o tym wiedział, gdyż dziewczyna któryś rok przebywała w Delfinie świętować ten magiczny czas w restauracji z niewielką grupą gości hotelowych. Pomimo tego, że pokoje były w 90% pozajmowane, goście udawali się do swoich rodzin na święta, by już po - wrócić do Hotelu, a później wyjechać. W czasie świątecznych dni pokoje były tańsze, może nie dużo. Morena w ten czas zauważała wyraźniejszy spokój. Za dnia krzątało się niewielu ludzi, którzy byli zajęci zwiedzaniem sklepów Nowego Jorku za prezentami dla rodzin.
Choć do świąt pozostało kilka dni, ludzie już świętowali zaczynając od szaleństw zakupowych, po odwiedziny swoich bliskich. W Nowym Jorku święta zaczęły się na początku grudnia. Morena miała dość tych ozdóbek świątecznych, dmuchanych Mikołajów przed niemal każdym sklepem. Towarzyszył jej czarny humor widząc zakochane pary, które przechadzały po chodnikach miasta obdarowujące się uśmiechem, prezentami i komplementami. W niektórych chwilach chciało jej się płakać. Czuła napływające łzy, oraz ból jaki towarzyszył w jej sercu. Miała wrażenie, że została wykorzystana i oszukana. Może wcześniej jakoś się trzymała, gdyż miała nadzieję, że pisarz po nią wróci. Tak się nie stało. Została sama … a od września minęło trochę czasu. Mogła zapomnieć o wyjeździe do Los Angeles. John Cusack zakpił z niej, w końcu musiał jakoś ją przekonać do zbliżenia, bo w innym razie odmówiłaby. Blondynka już sama nie wiedziała, czy to była jej wina, czy jego. Poczuwała się do winy, gdyż miała wrażenie, że sama tego chciała i wlazła mu do łóżka. Gdyby było inaczej nie wyszłaby z Delfina, a to był znak, że wiedziała po co idzie do niego. Miała świadomość, że była głupia, gdyż pisarz nie zapraszał w celu rozmowy o pogodzie. Chciał ją zdobyć i tyle. Czy wierzyła, że od czasu odejścia od żony nie miał kobiety? Być może. Był bardzo nachalny w łóżku, całował z zachłannością i wchodził bardzo mocno. Morena dobrze wspominała ten czas z nim, ale dręczyła ją myśl, że mógł ją odebrać za łatwą. A jeżeli Samuel miał rację? Jeżeli John faktycznie był draniem, który nie posiadał uczuć? W końcu przeżył tragedię, stracił córkę, a później żona od niego odeszła. Poprzez te wydarzenia mógł się zmienić.
Pomimo tego wszystkiego zbierała o nim informacje. Gdy tylko pojawiał się artykuł w gazecie o nim, wycinała go i wklejała do swojego zeszytu A4. Miała już małą kolekcję artykułów o ulubionym pisarzu, z którym miała „szczęście” pójść jednorazowo do łóżka. Morena w pewnym sensie czuła euforię, że przez tą chwilę należała do niego. Ujęło ją to, jak bardzo ją zachęcał do seksu. Te pocałunki, były prawdziwe, przyjemne. Nie mogła zapomnieć o tym, nawet nie chciała. Podczas przerwy siedziała na swoim łóżku z zeszytem w ręce. Patrzyła na zdjęcia Cusacka przypominając o tych intymnych wspomnieniach. Tak bardzo go pragnęła ujrzeć, wtulić się w niego. Czuła, że zwariowała. Jednak to chyba go pokochała. Obawiała się, że te uczucia były jednostronne, a pisarz uznał spotkanie w łóżku, jako rozrywkę.

Kalendarze wskazywały na środę – dwudziestego grudnia. Tego dnia Morena pracowała do południa odczuwając spokój, jaki panował w hotelu. Może na holu trwały rozmowy między gośćmi, ale nie powstawały tłumy. Niemal od początku grudnia było znacznie mniej pracy, niż zazwyczaj. Nie spotkała przy recepcji pani Nortons, która jej nie lubiła z niewiadomych powodów. Blondynka odetchnęła z ulgą, gdyż Sarah musiała już pobrać urlop. Za to zobaczyła się z Ronem, który układał klucze. Pięćdziesięciolatek spojrzał na zasmuconą pokojówkę, która szła z koszem brudnej pościeli. Zatrzymał ją, gdy ta miała pójść w stronę pralni.
- Co taka smutna? Niedługo święta – powiedział, jakby to miało zmienić.
- Zamyśliłam się – rzekła. Nie chciała rozmowy, dobrze jej było skupić się na pracy, by czas szybciej zleciał i mogą wtulić twarz w swoją poduszkę.
- Czyżby? Wiem, że trzeci, czy czwarty rok z rzędu spędzasz Boże Narodzenie w tym miejscu, może zechciałabyś w tym roku spędzić święta razem z nami? - zaproponował. Morena obdarzyła go szczerym uśmiechem, nie spodziewała się, że Stachury zechce ją przyjąć na święta do siebie. Już wyobraziła sobie, jak jego żona przygotowuje wszystko na stół zamartwiając się, czy to, co upiekła, jest faktycznie dobre. Morena ją znała, przypominała jej matkę, która również wkładała dużo serca w to, co robiła. Żona Stachury piekła ciasta na zamówienie, co przynosiło dodatkowe zyski w ich małżeńskim koncie.
- Dzięki, Ron … ale święta spędza się z rodziną, prawda? Ja mam już plany, odwiedzę grób rodziców, a później wrócę tu, by spędzić święta z pozostałymi, którzy nie nabrali urlopu – nie chciała się wpraszać. Już i tak zaplanowała sobie ten czas. Samotnie.
- Poważnie? - zapytał. - Wiem, że nie chcesz się wpraszać – znał ją dobrze. - Pamiętaj, że zaproszenie jest nadal aktualne – uśmiechnął się do niej.
Odeszła w stronę pralni czując się na zmęczoną. Zastanawiała się nad tym, co robił John i jak planował święta w Los Angeles. Morena wiedziała, że tam zazwyczaj śnieg nie padał, a słońce nadal ogrzewało, choć już nie tak upalnie, co w lato. Mogła pozazdrościć pisarzowi dobrych widoków na plażę, czy też ciepłego klimatu. Jednak to, co to za święta bez śniegu? Chociaż i tak miała już dosyć marznięcia.
W pralni jedna z pracownic pozwoliła sobie na włączenie świątecznych piosenek z telefonu. Wyjmowała suche prześcieradła z pralki i układała je estetycznie, co niektóre pozostawiała do wyprasowania. Morena minęła ją bez słowa, nie znała jej za dobrze, być może była nową pracownicą, albo i z wymiany. Brudne pościele i poszewki wrzuciła do ogromnego bębna, po czym nastawiła pralkę. Miała dość słuchania świątecznych przebojów z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, lecz musiała przeżyć tę dłuższą chwilę w pralni z fanatyczką takiej muzyki.
Wychodząc na hol zauważyła, że śnieg zaczął prószyć za oknami Hotelu. Momentalnie spojrzała na Samuela, który podpisywał zapewne jakiś dokument, który przyniósł mu nieznany jej facet. Odwróciła się i udała w stronę wind, aby szef nie zauważył jej i nie zaczął tematu o pisarzu, choć od ostatniej rozmowy minęło trochę czasu, a szef więcej jej nie wypytywał.
🐬
Los Angeles.
Pisarz nie był dobry w sprzątaniu, od kiedy został sam, ograniczał się z porządkami. Jednak teraz było zupełnie inaczej. Święta nadchodziły bardzo szybko, a on miał do zrealizowania jeden ważny plan. Może nie przyłożył się do zadania jakie sobie postawił, ale odświeżył łóżko, pozmiatał trochę i wywiózł ciuchy do pralni. Jeszcze po drodze wskoczył po świeże jedzenie i uzupełnił lodówkę, która od jakiegoś czasu świeciła pustkami. Do torby powrzucał najpotrzebniejsze rzeczy, w tym laptop, który zabierał wszędzie ze sobą, oraz dyktafon. Jego celem był wyjazd do Nowego Jorku. Czuł, że to był odpowiedni moment. Miał sporo czasu, by przemyśleć to wszystko i wiedział już jak zaplanować świąteczny czas. Nie krył, że postanowił zrealizować ważny – według niego – plan, gdy Norris wysłał mu na pocztę kilka zdjęć byłej żony Jennifer ze swoim nowym mężem. Oboje załapali się na zdjęcia w Dniu Dziękczynienia, gdzie w Nowym Jorku trwał z tej okazji bal. Zbierano pieniądze dla ubogich.
Zanim jeszcze wyruszył z „pracowni” postanowił skomentować to, więc włączył dyktafon: „Skoro Jennifer świetnie się bawi z tamtym nadętym dupkiem, to i ja mogę również co nieco zmienić w swoim życiu. Już na to nie pozwolę, by wspomnienia o Jennifer sparaliżowały moje plany, jakie już dawno powinienem realizować. Moja była najwidoczniej ma w głębokim poważaniu mnie i to, co robię . Wystarczającym dowodem jest to, że nawet nie pogratulowała mojego sukcesu, a Norrisowi kazała zamknąć gębę”. Skończył nagrywanie i ukrył dyktafon w kieszeni.

Lot do Nowego Jorku trwał około pięciu godzin. Zegary wskazywały na dwudziestą trzecią piętnaście. John nie czuł zmęczenia, pomimo późnej pory. Zwykle wolał korzystać z transportu samolotem, niż samochodem. Nie tylko liczył się czas, ale i wygoda. John nie wyobrażał sobie jechać samochodem z Los Angeles do Nowego Jorku. Nie czuł stresu lecąc, choć widział już, jak niejeden pasażer trząsł się ze strachu modląc zapewne w duszy, gdy samolot startował.
Będąc na lotnisku zamówił taksówkę. Musiał zastanowić się, jak wejść niespostrzeżenie do Hotelu, postanowił wykorzystać do tego taksówkarza.
Wsiadł do samochodu, gdy tylko auto zatrzymało się tuż pod lotniskiem. Jego celem okazał się Hotel Delphi, oraz wtargnięcie. Taksówkarz słuchał nużącej muzyki, którą ściszył już po chwili. Światła lamp, neony, czy migoczące ozdoby świąteczne męczyły wzrok. Pisarz zauważył, że Nowy Jork tętnił nie tylko życiem, ale i przepychem świątecznym. Cusack nie lubił Bożego Narodzenia, gdyby mógł, spędziłby świąteczny wieczór na pisaniu powieści, jednak to wolał przez kilka dni zrobić wolne od pisania, w końcu miał już przygotowane wiele stron, a książka miała być pokaźnej grubości. 1408 miało symbolizować pożegnanie z pisaniem o duchach. John był już pewny, co chciałby zrobić.
Pół godziny zajęło dojechanie na miejsce, po czym obaj wysiedli. Pisarz zapłacił więcej, niż powinien, a to tylko po to, by taksówkarz wszedł z nim do środka i zajął się recepcjonistą. John założył czapkę oraz ciemne okulary, miał nadzieję, że nikt go nie rozpozna. Gdy obaj weszli, na holu zauważyli niewielu ludzi. Większość z nich miało przy sobie psa, z którym byli, bądź mieli wyjść na spacer. Taksówkarz podszedł do recepcji, by zagadać, a John rozejrzał się dookoła. Gdzieniegdzie przechadzała się ochrona, a pisarz mia wrażenie, że nie uda mu się wtargnąć. Musiał minąć kilkoro ludzi, przejść obok recepcji, po czym udać się w stronę wind, gdyż korytarzem dalej znajdowały się pokoje dla pracowników. Poczuł, że się poci, ogromnie bał się, że zostanie przyłapany. Nagle poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu. A jednak się nie udało.
- A pan do kogo? - ochroniarz uniemożliwił mu dojście do celu.
- Do znajomej, miała czekać na mnie przy windzie – powiedział. Po chwili zaczął żałować, gdyż jego kłamstewko było małoprawdopodobne.
- Mam w to uwierzyć? - zapytał. John już mógł dopisać do książki, że Delfin miał dobrą ochronę, ale nie wtedy, gdy taką potrzeba. Zdjął czapkę i okulary.
- Jestem John Cusack, przyszedłem do szefa hotelu Samuela L. Jacksona – powiedział poważnie, na co ochroniarz go skojarzył. Puścił go wolno, wtedy mógł odetchnąć z ulgą. Gdyby nie był znany, mógłby się pożegnać ze swoim planem. Przez chwilę czuł jego spojrzenie na swoich plecach.
🐬
Szczęściem okazało się to, że drzwi do pokoju były otwarte. Wszedł do niemal ciemnego pomieszczenia cicho, jakby za chwilę miał okraść właściciela. Zdawało mu się, że nikogo nie było, jednak, gdy zamknął za sobą drzwi zauważył przedzierające się światło lamp ulicznych zza okna. Zasłonki nie były skuteczne, gdyż pisarz widział swoje przeszkody, jakie miał przed sobą. Torbę położył tuż niedaleko łóżka, w którym – jak się okazało – spała Morena. Była okryta niemal pod szyję, leżąc na lewym boku. Zdjął buty, by za chwilę wejść pod kołdrę i niekoniecznie od razu usnąć przy niej. Jego oczy błyszczały, poczuł w pewnym sensie radość, że udało mu się tu wejść bez problemów. Obszedł łóżko i wślizgnął się pod ciepłą kołdrę obejmując kobietę.
Niemal krzyknęła w głos, gdy poczuła na sobie ciężar faceta. Szybko włączyła lampkę nocną, wtedy ujrzała twarz Cusacka. Leżała pod nim trzęsąc się ze strachu, mógł to być każdy. Doszło do niej, że musiała zapomnieć o zamknięciu drzwi na klucz.
- Spokojnie – zaczął ją głaskać po twarzy. - Wróciłem po ciebie – dodał szybko.
- To wszystko mi się śni – mówiła do siebie patrząc dziko na niego. Po chwili zszedł z niej i zaczął się rozbierać. Morena leżała w bezruchu czując nie tylko strach, jaki jeszcze się nie ulotnił, ale i niepewność. Miała wrażenie, że śniła na jawie. Gdy poczuła obok siebie faceta, wtedy dojrzała, że to nie był sen. Cusack przylgnął do jej ciała i po chwili wysunął rękę, by wyłączyć lampkę nocną. Zapadła niemalże ciemność. Za oknem przedzierały się smugi światła, ale to nie przeszkadzało im obojgu. Morena odwróciła się do pisarza, który najwidoczniej spoglądał na jej twarz. Musnął jej usta i delikatnie przejechał opuszkiem palca po jej wargach.
- Nic nie mów – rzekł spokojnie. Chwycił jej koszulkę, pod którym skrywała nagi biust. Ściągnął kawałek materiału z niej, po czym zajął się koronkowymi majtkami, które zakrywały idealnie wygoloną strefę. Wreszcie mógł poczuć, że ma ją wyłącznie dla siebie. Blondynka spokojnie leżała w jego objęciach przyjmując pocałunki z ogromną namiętnością. Odwzajemniała je pomrukując, zatęskniona za każdym dotykiem, jakim wcześniej ją obdarował. John wiedział co robił. Nie żałował tej chwili, a gdyby miał to powtórzyć, nie zawahałby się. Morena była posłuszniejsza, niż mogło mu się zdawać. Nie protestowała, a również zaczęła go dotykać.
Nie jesteś Jennifer - powtarzał sobie w myślach. Już po chwili zapomniał o byłej żonie, gdy pod sobą miał słodką kobietę, która zrobiłaby wszystko dla niego. Usłyszał cichy odgłos jej oddechu, nagły bezruch, a jej chude ręce opadły z jego ramion. Już nie reagowała na dotyk, nie uśmiechała się. Spała, leżąc pod nim najwidoczniej zmęczona pracą w hotelu. Być może nie sypiała za dobrze od czasu, gdy po raz ostatni się widzieli. Może tęsknota dawała o sobie znać i dziewczyna nie mogła zasnąć o normalnej porze. Popatrzył na jej twarz, po czym złożył pocałunek na czole. Nic straconego – przeszło przez jego myśl. W końcu miał ją zabrać do siebie, teraz pozostało mu zasnąć obok niej. Zszedł kładąc się tuż obok, wziął ją w swoje objęcia nie martwiąc się, że wybudzi ze snu. Wyglądała na mocno zmęczoną, mogła być w głębokim śnie. Pogładził ją po włosach próbując zasnąć, choć miał ogromną chęć na ugaszenie swego pragnienia.
Od dawna nie czuł tej przyjemności sypiania z kobietą. Ostatnim razem spotkał się z nią we wrześniu po podpisywaniu książek. Może wtedy jeszcze nie okrył się euforią, ale tym razem było zupełnie inaczej. Nie przypuszczał, że zwykła pokojówka znajdzie się w kręgu zainteresowań. Nie miała nic, co przypominałoby mu Jennifer, a wręcz totalne przeciwieństwo, jak woda i ogień. Może nawet i lepiej? Pomimo wszystkiego nie mógł nazwać tej znajomości czymś więcej. Prawdopodobnie nie czuł do niej miłości, ani przyjaźni … lecz być może przywiązanie. Pisarz nie potrafił określić tego, ale podobało mu się to, że należała do niego. Wyczuwał od niej coś w rodzaju akceptacji, zauroczenia, czy pożądania. Korzystał z tego, że była zapatrzona w niego. Nigdy wcześniej nie spotkał żadnej, która z oddaniem w oczach wskoczyłaby za nim w ogień.

Nastała szósta rano. Morena przygotowywała się do pracy, a John leżał w łóżku spoglądając na nią. Czuł się na wyspanego, choć wolał jeszcze poleżeć, oczywiście z nią. Z jednej strony żałował, że nie postanowił przylecieć tego dnia, gdyż jutrzejszego miałaby wolne. Gdy znikła w łazience, wstał z łóżka i zajął się wkładaniem na siebie ubrań, które nocą pozostawił na podłodze.
Pomimo wczesnego ranka, czuł się bardzo dobrze. Miał wrażenie, że ogarniało go szczęście, choć to mogłoby być złudzeniem.
Wszedł do łazienki widząc blondynkę, która już uporała się z uczesaniem włosów w kitkę. Nakładała delikatny makijaż przy lustrze wiszącym na ścianie. John stanął za nią spoglądając na swoje odbicie jak i jej, przeczesywał swe włosy palcami, gdyż były w lekkim nieładzie. Morena wyglądała na niedobudzoną do końca. Być może pragnęła godziny leżenia w łóżku, ale musiała o tym zapomnieć. Wolała odpuścić sobie śniadanie, na dłuższe spędzenie czasu z pisarzem. Niby te piętnaście minut to nic, ale jednak coś dawało.

Odwróciła się do niego, wtedy zamknął ją w swoich objęciach. Przez chwilę poczuła się dobrze, ale w żołądku czuła mocny ścisk. Nie chciała tuż po pracy dowiedzieć się, że zniknął. Pomimo tego, ze w nocy do niczego nie doszło, mogła się spodziewać, że on znów niespodziewanie odjedzie. Nie miała pojęcia, w jakim celu tu przyjechał. Mógł tak po prostu za chwilę poinformować, że jedzie odwiedzić Jennifer, która mieszkała po drugiej stronie miasta.  



🐬 Chapter 13 napisany z mojej wyobraźni. 


Wiem, że coś szybko napisałam, bo minął tydzień od ostatniego rozdziału xD Przedwczoraj oglądałam dodatki Serendipity i przyznam, że są fajne xD Dużo ciekawych rzeczy można było się dowiedzieć, choćby to, że akcja działa się w święta, był śnieg, a tak naprawdę kręcono film w lipcu i musieli po prostu te ozdoby, sztuczny śnieg itp. powstawiać. Film obejrzę w jakiś wieczór xD nie planuję :) I czekam na Paperboy, bo zamówiłam :D 
gif: http://cinemamonamour.tumblr.com/


Oglądaliście Cell (Komórka)? Bo ja nie ... Poniżej gif tyczący filmu xD

gif: http://do-not-sit-next-to-dennis.tumblr.com

2 komentarze:

  1. Jestem pierwsza? Kurde, belek mi brakuje, aż nie mogę uwierzyć. I teraz pamiętam do pisania jakiego rozdziału doszłaś przed skasowaniem poprzedniej wersji bloga, chociaż technicznie to nie pamiętam. Oszuuustwo! ;P
    Lot z Miasta Aniołów do Nowego Jorka (musiałam!) trwa pięć godzin? Nie wiedziałam tego. Mam nadzieję, że to nie wstyd. ;D
    Stachury? Czyżby to reinkarnowany Stachurski? ;D Dawać mi tu chór!
    Szkoda, że nie opisałaś bliżej tych świątecznych piosenek. Podanie nazwy pomaga wczuć się w klimat, chociaż ja i tak za świętami nie przepadam, najbardziej za towarzyszącym im sprzątaniu.
    Nie mam pojęcia, co się dzieje z moim mózgiem. Gapię się na słowo ,,prószyć” i nie wiedzieć czemu, to ,,ó” dziwnie wygląda. Też tak masz czasem?
    Chyba czegoś nie jarzę. Cusack nie mógł po prostu wejść do Delphi... normalnie? I taa... okulary i czapka niewiele dają. I trochę dziwne, że go ochroniarz wpuścił bez żądania wyjaśnień, dlaczego skłamał. Ja bym nie wpuściła, tym bardziej wiedząc, że pisarz nie jest na tyle niebezpieczny, by mnie zabić.
    Ja się pytam, kto, do jasnej cholery, nie zamyka drzwi pokojowych w hotelu? Dobra, w domu to jeszcze, ale w hotelu? Gdy jesteśmy na wakacjach, to nawet gdy jesteśmy w mieszkaniu drzwi są cały czas zamknięte. Nikt niepowołany tam nie wejdzie. Zresztą, po co miałby to robić? Żyły złota nie znajdzie, no chyba że cały dom zlikwiduje... w płynie do naczyń! (Znowu mi odbija, to dobry znak. Witaj w moim uniwersum!)
    ,,Za oknem przedzierały się smugi światła, ale to nie przeszkadzało im obojgu.” Ale Morena była przerażona? To zdanie mnie rozłożyło, dzięki!
    I chwilunia! Skoro Morena się obudziła, to jakim cudem później spała odwzajemniając pocałunki Johna? Rozumiem, mózg działa na autopilocie, ale kurde, wszystkie znaki na białym ekranie wskazywały, że blondynka się jednak obudziła, kiedy Cusack wlazł do jej łóżka. ‡Oto fragment: Morena leżała w bezruchu czując nie tylko strach, jaki jeszcze się nie ulotnił, ale i niepewność. Miała wrażenie, że śniła na jawie. Gdy poczuła obok siebie faceta, wtedy dojrzała, że to nie był sen.‡
    W ogień to Morena by za pisarzem nie skoczyła, ale może w szambo - pod warunkiem, że potrafi pływać. Potrafi? Skleroza daje o sobie znać. Nie przypominam sobie nic dotyczącego pływania, co mogło i pojawiło się na tym blogu.
    Kur..., żeby nie było przeklinania, nie rozumiem Moreny. Nie, nie, nie. Nie. NIe. NIE. Dlaczego rano nie panikowała i nie wyrzuciła Cusacka z łóżka? A jeśli bała się, że ten coś jej zrobi, dlaczego nic o tym nie ma? Owszem, scena wtargnięcia pisarza do pokoju pokojówki podobała mi się najbardziej - oraz to, co działo się potem - ale końcówka nie ma sensu. Rzecz jasna, działania Moreny nie mają sensu, nie twoje. Przecież ja mogłabym napisać opowiadanie o jednym z najgłupszych ludzi na Ziemi, co wcale nie oznacza, że nim jestem. W zasadzie ocenienie, co jest głupie, wymaga pewnej dawki inteligencji, chociaż gdyby bardziej się zastanowić, głupki mogą uznać mądre rzeczy za głupie. Jaki z tego wniosek? Wszyscy jesteśmy idiotami! (Dobra myśl, muszę ją pewnego razu wykorzystać. (;)
    Serendipity - jedno z najładniejszych słów w języku angielskim.
    Ten ostatni gif jest.... hahaha, grawitacja nawaliła! Te oczy...

    OdpowiedzUsuń
  2. ..John jak w romantycznej komedii pędzi do swej ukochanej by...no właśnie ...zaspokoić swoje pragnienie ha ha...no ale cóż,zasnęła:D No ale ten myk że skradał się zakamuflowany do hotelu, ha na pewno w czapce i okularach był nie do rozpoznania:D Zastanawia mnie zachowanie Moreny,poddaje mu się całkowicie ale jednocześnie jest powściągliwa i ograniczona co do uczuć jakie do Johna żywi, możliwe że dlatego, bo myśli że ten się nią tylko bawi,ale jestem ciekawa jak długo jeszcze będzie taka uległą ha ha...zupełnie jak seksualna niewolnica :p Ale cały czas nie rozumiem dlaczego listy od psycho fana, który ma obsesje na punkcie pisarza przychodzą do Samuela, to wszystko wydaje się mieć jakby drugie dno ale ok, jestem cierpliwa,poczekam na rozwinięcie akcji ...:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, który motywuje mnie do dalszego pisania. :)))